środa, 9 grudnia 2015

Olejek z drzewa herbacianego - naturalny sprzymierzeniec w walce z niedoskonałościami



Cześć! Dzisiaj szybka, spontaniczna notka o charakterze typowo informacyjnym. Jakiś czas temu rozpoczęłam żmudny (aczkolwiek niesamowicie przyjemny) proces zmiany swojej pielęgnacji na jak najbardziej naturalną. Kolejna "wariatka" podążająca za modą bio, eko czy vege - pomyśli zapewne część z Was. :-) Dla mnie wybór tej, a nie innej drogi pielęgnacji (sposobu odżywiania i stylu życia również, ale o tym kiedy indziej) nie wynika z mody, a z rozsądku. Rozmawiając z innymi osobami, czytając książki, blogi, czasopisma znajduję masę informacji o przeróżnych rodzajach przemysłu, ich wpływie na środowisko naturalne, ich podejściu do konsumenta i wpływie samych produktów na nasze zdrowie. Każde działanie niesie ze sobą konsekwencje, ale to my decydujemy o tym, czy będą one pozytywne, czy negatywne.

Mimo młodego wieku mam duże problemy ze zdrowiem. Nietrafione diagnozy, niedopasowane leki, mój kiepski styl życia, śmieciowe jedzenie, brak odpowiedniej ilości snu, stres - i oto jestem: chuda, słaba, sina, zmęczona i obolała. Pierwsze kroki podjęłam sama odrzucając wszystkie opinie i preskrypcje lekarzy. Na własną odpowiedzialność odstawiłam leki, na własną odpowiedzialność eksperymentowałam z jedzeniem i obserwowałam reakcje organizmu, na własną odpowiedzialność wróciłam do (bardzo intensywnej) aktywności fizycznej. Zamiast gastroenterologa wybrałam internet i książki traktujące o żywieniu w chorobach układu pokarmowego, zamiast ortopedy zdecydowałam się na terapię manualną. Moje ciało należy do mnie i to ja decyduję co jest dla niego dobre, a co nie. Nie mówię Wam teraz "zignorujcie lekarzy, zignorujcie choroby, pijcie własny mocz i wysysajcie krew z jaszczurek w pierwszą sobotę miesiąca o północy, a będziecie żyć wiecznie" - nie, nie! Do tego mi daleko, choć moje stanowisko rzeczywiście jest bardzo określone - każdy z nas jest inny i każdy problem jest inny. Czasem musimy zaufać, dać się poprowadzić. Czasem jednak, po dziesiątkach usłyszanych "nie wiem", "spróbujemy tego", "zupełnie nie rozumiem skąd brak poprawy", "skoro boli i nasze działania nie pomogły to widocznie musi boleć", bierzemy sprawy w swoje ręce. Skoro oni nie wiedzą i ja nie wiem, to co za różnica? Wszystko co robię teraz miało mnie pociągnąć w dół, unieruchomić i sprawić, że zniknę. Tymczasem pracuję, biegam, ćwiczę i trzymam stałą wagę, a to psikus!


Zdanie się na naturę w kwestii pielęgnacji to zatem nie moja fanaberia, ale świadoma decyzja. Po raz kolejny nie zrozumcie mnie źle - nie odrzucam nagle każdego produktu zawierającego syntetyczne składniki. Nauka idzie do przodu i trzeba z tego korzystać, ale powtarzam po raz kolejny - świadomie. Po przyjęciu niezliczonej ilości leków zaczęły mi doskwierać problemy skórne. Cały czas powtarzam to moim klientkom - skóra jako największy nasz największy organ jest niesamowicie mądra, sprytna i szczwana. Każda choroba, każde zaburzenie ogólnoustrojowe, każda używka jest widoczna gdzieś na naszej skórze (chora wątroba - obejrzyjcie skórę okolicy oczu, anemia - przyjrzyjcie się śluzówkom oraz białkom oczu, choroba nowotworowa - nagły wysyp zmian wirusowych po jednej stronie ciała - przykładów jest MASA). Akcja - reakcja. W pierwszej kolejności w ramach "ratowania" mojej skóry rzuciłam się na wszystko co wpadło mi w oko. Składy przeglądałam pobieżnie, nęciły mnie obiecywane efekty. W pewnym momencie powiedziałam sobie "Ej Marti, hola! Nażarłaś się chemii, wypchali cię niepotrzebnym paskudztwem, a teraz sama robisz to samo tylko od zewnątrz? To bez sensu."

Teraz do rzeczy. Trądzik polekowy - mówiłam o nim wiele razy, walczyłam z nim bardzo długo. Ogromna ilość zmian na całej twarzy, ścieńczenie i podrażnienie skóry - to była moja codzienność. Teraz wypryski pojawiają się rzadko, zazwyczaj przed miesiączką. Nie frapują mnie już tak bardzo, nie utrudniają pracy, ale tak czy inaczej chcę, aby znikały jak najszybciej bez pozostawiania śladów. Po długich poszukiwaniach odpowiedniego sojusznika zdecydowałam się na olejek z drzewa herbacianego. Olejek ma masę zastosowań, o których dokładnie przeczytać możecie na przykład TUTAJ. Na chwilę obecną jestem zainteresowana wyłącznie wspomaganiem "leczenia" wyprysków, chociaż działanie przeciwwirusowe również testuję na mojej Mamie i Bracie. W związku z tym, że wypryski pojawiają się w liczbie 2-3 nie chcę wyjaławiać całej skóry i zamiast roztworu do przemywania zdecydowałam się na punktową aplikację bezpośrednią. Przez miesiąc stosowania potraktowałam nim trzy dorodne okazy. Z moich obserwacji wynika, że olejek działa zupełnie inaczej niż dotychczas mi znane standardowe przysuszacze. Zmiany "dojrzewały" szybko, następnie widoczne było ich podsuszenie, aż w końcu odpadały od skóry w całości  podczas mycia. Cały proces trwał około 3 dni i ku mojemu zdziwieniu nie widzę żadnych przebarwień pozapalnych, które standardowo pozostawały ze mną na długi czas (niektóre do teraz).

Serdecznie polecam do zapoznania się z dokładnym opisem olejku, samego drzewka herbacianego oraz historią jego stosowania (wiedzieliście, że w czasie II Wojny Światowej olejek ten stanowił standardowe wyposażenie apteczki żołnierzy?!) - możecie to zrobić na przykład TUTAJ.

Olejek z drzewa herbacianego spisuje się również świetnie jako pomocnik perfekcyjnych pań domu! Możliwości zastosowań jest całe mnóstwo (informacje zaczerpnięte STĄD):
  • Czyszczenie szczoteczki do zębów – kropla olejku jest w stanie zdezynfekować szczoteczkę do zębów, która stanowi siedlisko pleśni oraz bakterii.
  • Usuwanie pleśni – rozmieszaj kroplę olejku z drzewa herbacianego w filiżance wody, rozpyl miksturę w miejscach zaatakowanych przez pleśń, a następnie wytrzyj do czysta. Jeśli chcesz skorzystać z zalet naturalnego środka dezynfekującego, możesz również spryskać powierzchnie łazienkowe czy kuchenne mieszanką olejku z sodą oczyszczoną.
  • Naturalna ochrona przed szkodnikami – intensywny zapach olejku z drzewa herbacianego odstrasza mrówki oraz inne insekty. Można wykonać naturalny środek odstraszający owady, mieszając kilka kropli olejku z olejem kokosowym.
  • Odświeżanie prania – dodając kilka kropli olejku do prania, nadasz wypranym tkaninom świeży zapach, jednocześnie eliminując mikroorganizmy zamieszkujące pralkę.
Olejek dostaniecie w większości sklepów zielarskich - stacjonarnych i internetowych. Mam nadzieję, że mimo swojej obszerności post był dla Was interesujący i udało mi się przekazać Wam kilka ciekawych informacji . Obcuję z nim dopiero miesiąc i przedstawiłam Wam tylko wstępne obserwacje - na pełnowymiarową opinię jeszcze przyjdzie czas - bądźcie czujni. Osobom, które przeczytały całość gratuluję wytrwałości! ;-) Do usłyszenia niebawem!


* Post niesponsorowany. Olejek jest moją własnością, a zamieszczone linki służą szczerej promocji rzetelnych informacji. :-)

niedziela, 6 grudnia 2015

Evrēe, Super Slim - specjalistyczna kuracja modelująca do ciała w olejku - moja opinia



Cześć! Dzisiejsza notka będzie o pielęgnacji ciała. Taka tematyka nie pojawiała się tutaj często, zdecydowanie większą uwagę poświęcałam pielęgnacji twarzy, chociaż w codziennym życiu o twarz i ciało dbam równie konsekwentnie. Zaczynam w sposób dla mnie charakterystyczny - od pupy strony. :-)

sobota, 22 sierpnia 2015

Bath&Body Works



Cześć! Dzisiejsza notka stanowi prezentację produktów, które podbiły moje serducho (i nos). Bath&Body Works była dla mnie marką znaną ze słyszenia, z opowiadań, z masy filmików na YouTube itp. Gdyby nie przypadkowe (ale jakże owocne w skutkach) spotkanie z jedną z najpiękniejszych Mart na świecie, pewnie utrzymałabym w kwestii tej marki status quo. Los chciał jednak inaczej... Polecono mi konkretny produkt i nie ukrywam, że pewnego upalnego dnia zaraz po pracy śmignęłam do Warszawy specjalnie po Wild Madagaskar Vanilla! Do sklepu wpadam i ... przepadłam (podobnie jak część mojej wypłaty). ;-) Ciekawych o wyczulonym węchu zapraszam do dalszej części posta!

sobota, 15 sierpnia 2015

OLIWKOWA WODA TONIZUJĄCA Z WIT. C ~ liście zielonej oliwki ~ ZIAJA



Cześć! Dzisiejszy post powstał pod wpływem chwili, impulsu, nagłego olśnienia. Po odespaniu trudów całego tygodnia pracy zdecydowałam się skorzystać z pogody i poczytać (o zastosowaniu enzymów roślinnych w kosmetologii) w ogrodzie. Swoją drogą zastanawiam się czy Wasze trawniki wyglądają podobnie do mojego - spalone siano z przebłyskami zielonkawych kępek? Czytając odruchowo sięgnęłam pod leżak, złapałam plastikową buteleczkę i BUM! Nad głową zapaliła mi się żaróweczka zwiastująca nowy pomysł, telefonem uwieczniłam co trzeba i czmychnęłam do domu pisać. :-) Ciekawych nowej recenzji zapraszam do dalszej części posta!

czwartek, 23 lipca 2015

Cashmere 12h Make-up ~ DAX COSMETICS



Cześć! Jestem bardzo ciekawa ile czasu zajmuje Wam poranne wyszykowanie się na zajęcia, do pracy lub wieczorne/popołudniowe wyjścia (gdziekolwiek wychodzicie)?! Ciekawość ta zostanie fantastycznie zaspokojona jeśli będziecie tak miłe (mili?) i zostawicie mi tę informację w swoim komentarzu! Moje przygotowania zależą od ilości dostępnego czasu i ... efektu, jaki chcę osiągnąć swoim wyglądem. Nie ma się co oszukiwać - jeśli mam wolny dzień, a wychodzę jedynie wieczorem w jakieś sympatyczne miejsce publiczne, będę szykować się caaaaalutki dzień - tia. Jeśli idę do znajomych, albo wybieram leniuchowanie w domu, nikt nie zmusi mnie do ogarnięcia się. "Home/friends mode on" oznacza zawsze - nie robię ze sobą kompletnie NIC (czasem nawet nie rozbieram się z pidżamy). :-P Wyszykowanie się do pracy pożera mi około 20 minut w wersji all inclusive - prysznic, ciuszki, make up, "fryzura". Podczas kamuflowania mojej naturalnej brzydoty zawsze towarzyszy mi muzyka i kubek mocnej kawy (taki rytuał). Przez ostatnie dwa miesiące niemalże codziennie w ramach pomagania naturze wykorzystywałam Długotrwały podkład kryjący Cashmere od DAX COSMETICS. Jeśli po tym pełnym wynurzeń wstępie jesteście zainteresowani pełną recenzją owego produktu, zapraszam do dalszej części posta.

sobota, 18 lipca 2015

Masło do ciała SOCZYSTA MALINA ~ Bielenda



Cześć! Dzisiejszy post jest pierwszym z dłuuuugiej serii recenzji produktów do pielęgnacji ciała. Żeby było miło, dziewczęco i uroczo, w pierwszej kolejności zdecydowałam się zaopiniować malinową, rozkoszną smakowitość od marki Bielenda. Zapraszam do dalszej lektury!

niedziela, 21 czerwca 2015

Nowości!



Cześć! Dziś przygotowałam dla Was post z nowościami. Prezentacja kosmetyków, które w chwili obecnej są u mnie na pielęgnacyjnej tapecie, wydaje mi się ciekawym pomysłem - dzięki temu wiecie jakie produkty będą recenzowane w niedalekiej przyszłości. Nie ma szału jeśli chodzi o pielęgnację twarzy - wspominałam już, że aktualnie zwariowałam na punkcie dopieszczania ciała. Znajdą się tu jednak dwa preparaty do stylizacji włosów (!). To niesamowite jak nasze upodobania ewoluują w czasie! Nie dalej jak pół roku temu nie posiadałam nawet szczotki ... w sumie nadal nie posiadam szczotki, ale hej (!), aż dwa włosowe produkty to chyba niezły progres? ;-)

środa, 27 maja 2015

Super Slim ~ evree



Cześć! Dziś przychodzę do Was z postem - prezentacją mojego najnowszego nabytku. Ostatnio mam lekkiego bzika na punkcie pielęgnacji ciała... Masła, balsamy, olejki - kupuję, testuję, nadużywam! Oczywiście postaram się każdy egzemplarz z osobna opisać i ocenić, ale to wszystko w swoim czasie. Natenczas onegdaj przedstawiam Wam Super Slim - modelujący olejek do ciała. :-)


Jako kosmetolog rewelacje o działaniu wyszczuplająco-antycellulitowym traktuję z przymrużeniem oka. Myślę, że informacje o przenikaniu poszczególnych składników aktywnych 500 warstw wgłąb skóry zostały włożone między bajki już dawno temu, nawet przez kosmetycznych laików. Niemniej jednak powierzchowne działanie kompozycji wszystkich surowców użytych w tym preparacie teoretycznie powinno dać rzeczywisty, widoczny gołym okiem efekt wygładzenia, ujędrnienia i napięcia skóry oraz redukcji miejscowych obrzęków (przez wzgląd na działanie rozgrzewająco-drenujące).

Skoro już o składzie mowa - jest fenomenalny! W pierwszej kolejności na uśmiech zasługuje fakt braku olejów mineralnych, parabenów, silikonów i parafiny. Dalej jest już tylko lepiej. Uwaga, uwaga - Polyplant Seweed Complex (kompleks algowy), olejek perilla, grapefruitowy, makadamia, migdałowy, winogronowy oraz pieprz cayenne / chili - taka armia dobroci musi przynosić efekty!



Producent specyfiku na opakowaniu zasugerował 4 sposoby użycia olejku w codziennej pielęgnacji. Możemy go nakładać na czystą, suchą skórę lub wmasowywać "na mokro", zaraz po wyjściu spod prysznica (lub z wanny). Kolejną opcją jest dodawanie kilku kropel olejku do innego preparatu pielęgnacyjnego lub po prostu wykonywanie na nim automasażu o zwiększonym nacisku i intensywności.

Załączenie aż tylu pomysłów jest bardzo miłym gestem ze strony producenta olejku. Od dziecka nie przepadam jednak za żadnym (nawet delikatnym) rodzajem sugestii i zmodyfikuję te oczywiste oczywistości na rzecz domowego mini SPA. Plan jest taki: w pierwszej kolejności wykonam szczotkowanie irytującego mnie obszaru na sucho, następnie nałożę odpowiednią ilość olejku i owinę ciało folią na około 20-30 minut. Wszystko to zrobię po wieczornym treningu i prysznicu ... albo przed jeśli uznam za konieczne użycie w danym dniu balsamu brązującego. ;-)



Chęć do udziału w zabawie wykazała również moja Mama - szykuje się zatem sporo śmiechu, ale również podwójna ilość wrażeń do późniejszego zaprezentowania na blogu. Kochane kobietki, używałyście tego olejku? Jeśli tak, bardzo proszę o Wasze wrażenia w komentarzach! Do usłyszenia niebawem!

środa, 6 maja 2015

Ultra facial cream - KIEHL`S


Cześć! Dzisiejszy post może budzić wiele kontrowersji... Nie dziwota - marka Kiehl`s jest uwielbiana przez caaaałe mnóstwo osób - gwiazdy, bloggerki, mamy, żony, babcie, ciocie. Nawilżający krem do twarzy spokojnie można zaklasyfikować do grona produktów kultowych, niemniej jednak mi nie przypadł do gustu. Jeśli jesteście ciekawi z jakiego powodu koniecznie zajrzyjcie do dalszej części posta.

sobota, 7 marca 2015

Cetaphil EM Do mycia



Cześć! Dziś kilka słów o preparacie, który znają chyba wszyscy. Emulsja micelarna do mycia od Cetaphil zawojowała już wiele serc. Czy zdobyła również moje? Zapraszam do dalszej lektury!

wtorek, 3 lutego 2015

Mój krem nr 8 - karotenowy odcień słonecznyod FTIOMED




Witam Was serdecznie na moim blogu po raz pierwszy w 2015 roku! Fakt, że mamy już luty, a tutaj dopiero pierwsza notka przyprawia mnie o ciarki - chyba dobrze wiecie jak uwielbiam dla Was pisać i jak ogromną frajdę sprawia mi komunikacja z Wami za pośrednictwem postów!

Mimo wszystkich przeciwności, dopięłam swego i oto jest - jedyna w swoim rodzaju recenzja odżywczo-regenerującego kremu do cery suchej od Fitomed.




Na samym wstępie muszę zaznaczyć, że jej pisanie wiąże się ze szczyptą wstydu - krem dostałam do przetestowania w minione wakacje, a recenzji ani widu, ani słychu. Tylko winni się tłumaczą, a ponieważ od winy nigdy się nie uchylam, spieszę z wyjaśnieniem, że problemy zdrowotne, osobiste i wszelkie inne zwyczajnie wyparły z mojego umysłu ów krem, wykończony dobry szmat czasu temu. Robiąc dziś rano komputerowe porządki natknęłam się na jego zdjęcia i omal nie spadłam z krzesła - wstyd, hańba, zażenowanie. Natychmiast zabrałam się zatem za tworzenie tej notki, do której przeczytania serdecznie zapraszam! :-)


Krem zamieszkuje bardzo estetyczne i miłe dla oka białe opakowanie z nakrętką. Spora część osób wzdryga się na widok kremów, w których palec należy "umoczyć", mi osobiście to jednak nie przeszkadza. Produkt, będąc tworem opartym na naturalnych składnikach, posiada dość krótki termin ważności - 3 miesiące od otwarcia.Wolny od wszelkich barwników i substancji zapachowych, świetnie sprawdzi się u osób ze skórą wrażliwą czy skłonną do alergii. Olej marchwiowy i masło kakaowe pozwalają na uzyskanie zdrowej, naturalnej, przejściowej "opalenizny". Olej z kiełków pszenicy, świeży napar z nagietka oraz woda aloesowa zapewniają z kolei regenerację i odżywienie skóry. Krem fantastycznie karmi skórę suchą, odwodnioną; przywraca naturalny blask i zdrowy, równomierny koloryt cerom o szarym lub sinym odcieniu. Po aplikacji należy jednak uważać, aby nie zabrał się za upiększanie koszulek, poszewek od poduszek i innych materiałów. :-)



Aplikacja to czysta przyjemność. Kosmetyk ma ciekawą, kremowo-musową konsystencję, która po dokładnym rozsmarowaniu daje uczucie aksamitnej gładkości. Wydajność oceniam na 5+, chociaż ma to swoje konsekwencje w postaci niemożności zużycia całego opakowania przed upływem 3 miesięcy. Nie zaobserwowałam działania komedogennego, zauważyłam jednak, że wszelkie niedoskonałości, otarcia i podrażnienia goiły się szybciej, a ich pozostałości w postaci miejscowej hiperpigmentacji były dużo bledsze niż wcześniej.



Mimo ogromnej sympatii do tego marchewkowego przyjemniaczka, nie jestem pewna czy spotkamy się ponownie. Swoją drogą taką możliwość powinnam brać już na etapie wybierania kremu do testu. Otóż krem (co jest wyszczególnione na etykiecie) nie nadaje się dla osób o bardzo jasnej karnacji. Stojąc bez ubrania przy białej ścianie mogłabym zostać mistrzem gry w chowanego, świadczy to o posiadaniu karnacji wybitnie jasnej, który to fakt bezczelnie zlekceważyłam. Efekty wizualne po nałożeniu bardzo jasnego podkładu mineralnego pozostawiały zatem wiele do życzenia, bez podkładu wyglądałam z kolei jak ofiara The Color Run, która oberwała wyłącznie pomarańczowym barwnikiem. Może w te wakacje uda mi się częściej wyściubiać nos z czterech ścian pracy i nabrać nieco barwy - w takim przypadku wrócę do niego od razu. Jeśli jednak sytuacja pozostanie bez zmian, z łezką w oku zajmę się testowaniem innych kremów, wracając do tego w sentymentalnych wspomnieniach.

Jeśli nie próbowałyście nigdy opisywanej w poście marchewkowej uczty, a Wasza karnacja na to pozwala, nie wahajcie się ani chwili i przetestujcie kremik na własnej skórze. To dobry czas biorąc pod uwagę zbliżający się okres wiosenny, kiedy słońce znów zacznie nas przyjemnie ogrzewać i będziemy potrzebować naturalnej ochrony przed szkodliwym działaniem promieniowania UV. TUTAJ macie link do opisu kremiku na stronie, znajdziecie tam wszystkie informacje włącznie ze szczegółowym składem i ceną.



Jeśli korzystacie z facebooka, wpadnijcie również od czasu do czasu na mój profil. 
W czasie ograniczonego dostępu do komputera, publikuję tam szybkie recenzje i nowinki! :-) 
Do usłyszenia wkrótce!